Dostajesz zadanie: lokalizacja materiałów globalnych stworzonych w języku angielskim na rynek polski. I być może myślisz sobie, że nie jest to superkreatywne zajęcie. Może nawet masz z tyłu głowy pomysł odpalenia tłumacza online i po robocie. Ale nie od tego jesteśmy mistrzami słowa, żeby iść na łatwiznę, prawda? Oto kilka wskazówek, jak podejść do tego zagadnienia.
Nie wymyślaj koła na nowo
Zacznij od dobrego przygotowania, żeby nie powiedzieć researchu. Sprawdź, czy hasła, nazwy własne czy inne elementy tej kampanii zostały już tłumaczone. Może słowa kluczowe pojawiły się we wcześniejszych odsłonach? Jeśli tak, to sprawdź, czy klient był z tego zadowolony, to wykorzystaj to! Skoro “LEGO bricks” to “klocki LEGO”, to nie ma sensu robić z nich nagle “cegieł” tylko dlatego, że to słowo ma również takie tłumaczenie. Odbiorcy przyzwyczajają się do nazw, haseł i jeśli coś działa i istnieje w ich świadomości, nie ma co tego zmieniać. Na pewno w całej kampanii znajdą się inne elementy, w których będzie można wykazać się kreatywnością i tam właśnie warto, a nawet należy to zrobić!
Google translate, ChatGPT – korzystać czy nie?
Możesz wrzucić teksty do tych translatorów, ale tylko po to, by otrzymać ogólny zarys, kierunek czy przykładowe konstrukcje gramatyczne. Jest to dobry punkt wyjścia, jednak wymaga krytycznej oceny. Nawet najbardziej zaawansowane wersje ciągle jeszcze kuleją w kwestiach semantyki i pragmatyki tekstu, nie wspominając o kontekstach kulturowych. Zatem zrób to, przetłumacz jednym kliknięciem, ale nie kończ na tym swojej pracy.
Kontekst, kontekst, kontekst
Mówi się, że jesteśmy teraz globalną wioską i mamy mniej więcej te same skojarzenia. Na przykład większość Europejczyków skojarzy croissanta z Francją, koniczynkę z Irlandią itd. Niekiedy jednak skojarzenie jest lokalne i niezrozumiałe w innym kraju, a czasem nawet mieście. “Korek jak na Marszałkowskiej” to dobre określenie największego wyobrażalnego korku samochodowego, ale będzie ono dekodowane tylko dla wąskiej grupy odbiorców. Jeśli więc kampania nie ma być skrojona na gust warszawski, to lepiej pomyśleć o “korku jak na Zakopiance” czy “tłoku jak na molo w Sopocie”.
Thank you from the mountain, czyli z góry dziękuję
Związki frazeologiczne, powiedzenia, przysłowia były moją zmorą za czasów studiów na filologii angielskiej. Wymagają naprawdę sporej wiedzy, żeby dostosować je do lokalnego rynku. Bo czy może być lepszy kontekst reklamy kajzerek firmy X niż “śniadanie z X to bułka z masłem”? Po angielski jednak “łatwe zadanie” to “kawałek tortu” (ang. A piece of cake), więc jeśli piekarnia nie specjalizuje się w słodkich wypiekach, to mamy problem i trzeba szukać innego rozwiązania. Nie martw się, jeśli nie możesz wymyślić fajnego, chwytliwego nawiązania w jednym miejscu, może uda się w drugim. Może będzie na to miejsce w lektorze albo w obrazku. Staraj się przemycić takie “smaczki” wszędzie, gdzie jest to możliwe, ale z umiarem, żeby nie stało się to sztuką sama dla siebie.
Skup się na emocjach
To moim zdaniem najlepsza rada dotycząca lokalizacji kampanii. W szeroko pojętej reklamie chodzi bowiem o budzenie emocji poprzez pokazywane treści. Jeśli oryginalny spot reklamowy ma budzić nostalgię za dzieciństwem i robi to, pokazując chłopca na rowerze rozwożącego gazetę, to może przekładając to na polskie realia, warto pomyśleć o graniu w piłę na boisku z bramką, której słupkami są szkolne plecaki? Jest to zupełnie inny obrazek, ale dla nas, Polaków, bliższy i budzący właśnie te uczucia, co amerykański odpowiednik.
Pamiętaj, że końcowa decyzja jest Twoja. Wybierz najlepsze rozwiązanie w oparciu o sytuację tu i teraz. Wszystkiego nie przewidzisz, tak jak tłumacz klasyka kinowego “Szklana pułapka” (ang. Die Hard) nie mógł wiedzieć, że powstaną kolejne części niemające nic wspólnego ze szklanym wieżowcem.