Ostatnio zostałam poproszona, żeby zastanowić się co się stanie, jak zamkną Facebooka. Poniżej kilka moich przemyśleń.
Koniec Facebooka nie nastąpi
Po pierwsze: Koniec Facebooka nie nastąpi. A na pewno nie w najbliższym czasie. Nic na to nie wskazuje, bo to nadal sprawnie działająca, zarabiająca i stale rosnąca machina. Facebook podaje, że jego przychód sięgnął w I kwartale 2017 roku 8,03 miliarda dolarów, czyli o 49 proc. więcej w porównaniu z analogicznym okresem roku 2016 (5,38 mld USD). Kto by chciał zamykać w klatce kurę znoszącą złote jajka albo jeszcze gorzej ugotować z niej rosół?
Czysto hipotetycznie. Co by było, gdyby z jakiś powodów Mark postanowił rzucić to wszystko, zamknąć i jechać w Bieszczady. To byłaby prawdziwa apokalipsa, ale na pewno dużo ciężej przeżyliby ją użytkownicy niż marki. Dzisiaj, w samej tylko Polsce ponad 60% użytkowników Internetu korzysta z Facebooka. Na całym świecie liczba użytkowników feja to 2 miliardy osób, ponad miliard korzysta z grup, a na portalu pojawia się ponad 600 milionów lajków dziennie. Każdego dnia z platformy korzysta grubo ponad miliard osób (dla porównania – Polaków jest 38 milionów). To są jakieś astronomiczne liczby. Wielu z nas nie wyobraża sobie teraz już życia, kontaktu z ludźmi bez Facebooka, a coraz więcej z nas nie pamięta świata sprzed ery Facebooka. Większość marek, choć też dużo czasu, energii i budżetu inwestuje w Facebooka, cały czas na tyle dywersyfikuje swoje działania, że zamknięcie jednego – nawet tak potężnego – kanału było by bardzo bolesne, ale nie zabójcze.
Dlaczego nikt by nie zginął? Bo natura nie znosi próżni, więc po ewentualnym zamknięciu Facebooka, na pewno w siłę urosłyby inne portale społecznościowe i pojawiłoby się wiele innych. Facebooka nie będzie, ale marki nadal będą chciały komunikować się z konsumentami, pokazywać swoją ofertę, sprzedawać produkty. Użytkownicy dalej będą chcieli dzielić się z innymi swoim życiem, oglądać głupie filmiki, fabrykować swoje cyfrowe ego. Skoro jest popyt, musi być podaż. Potrzeby się nie zmienią, więc na pewno pojawią się gracze, którzy będą chcieli na nie odpowiedzieć. Z pewnością przy ewentualnym zamknięciu Facebooka najbardziej ucierpiałyby małe biznesy lokalne, dla których bardzo często to jedyny w ogóle i w digitalu kanał komunikacji z klientem.
Jednak i duże marki dałyby sobie rade, a sam sposób komunikacji z klientem niewiele by się zmienił. Samo pojawienie się Facebooka owszem zmieniło ją: stała się bardziej bezpośrednia, personalizowana, targetowana, nastawiona na dialog, a nie jednostronną komunikację. Ale i marki, i konsumenci już się do tego przyzwyczaili, oswoili z tym i w ten sposób komunikują się w innych mediach (już nie tylko społecznościowych, ale także tradycyjnych), więc z Facebookiem czy bez, taki model pozostanie. Zresztą już teraz np. Snapchat sprawia, że komunikacja z klientem stała się jeszcze bardziej nieformalna i „z ręki”.
Ważne, żeby wszystkie marki planując strategie komunikacji pamiętały, że Facebook, owszem jest największy, ale istnieje świat poza nim. Już teraz planując obecność w social mediach nie należy myśleć tylko o jednym kanale, zresztą dużo firm tego się wystrzega. Jasne, nadal przeważnie na nim się koncentrują, ale Instagram, Snpachat, Twitter czy Linkedin to poważni gracze. Rozwiązaniem dla marek jest więc dywersyfikacja działań i nie zamykanie się na jeden kanał komunikacji . Obecność na innych platformach pozwoli nam zróżnicować komunikację, przedstawić szersze spektrum naszej oferty, a także dotrzeć do innych grup celowych. Facebook jest największy i tam z pewnością wygenerujemy największy zasięg, ale może się okazać, że węższa, określona grupa silniej obecna jest w innym kanale. Ważne jest, żeby planując i myśląc o social mediach naprawdę myśleć o nich, a nie tylko o Facebooku.
Rysunek 1: te liczby naprawdę robią wrażenie. Trzeba jednak pamiętać, że Facebook nie jest monopolistą