Codziennie jesteśmy zarzucani gigabajtami danych i to właśnie przez ich pryzmat patrzymy na otaczającą nas rzeczywistość. Tym samym wydaje się, że stara dobra obserwacja odeszła do lamusa. Na szczęście jest ktoś, kto obala tę tezę i pokazuje, jak bawiąc się w detektywa, można odkryć ciekawe i, co ważne, realne insighty. Zapraszam Was do podróży po kartach Small DATA: The Tiny Clues that Uncover Huge Trends” Martina Lindstroma.
W 300 dni dookoła… insightu
W swojej książce Lindstrom opowiada o tym, jak szuka tytułowego „small data”. Wertując kolejne strony, można odnieść wrażenie, że autor jeździ po świecie, wchodzi ludziom do domu, rozmawia z nimi i podgląda ich zachowania. A tak przy okazji, zupełnie od niechcenia, pomaga wielu firmom w rozwiązywaniu ich biznesowych problemów.
Od Lego w Danii, przez sieć supermarketów w USA, piwo w Brazylii, płatki śniadaniowe w Indiach, aż po puder w Szwajcarii i Roombę. Już po tym opisie widać, że będzie to świetna książka nie tylko dla marketingowca, ale też osoby, która chce poznać inne kultury.
Lindstrom zachowuje się jak detektyw. Chodzi ze swoją lupą i stara się odkryć najgłębiej skrywane tajemnice. Podgląda, przypatruje się różnym zachowaniom, przepytuje, zagląda do lodówek i szaf. Przygląda się zwyczajom ludzi z całego świata – patrzy, w jaki sposób sprzątają czy przygotowują posiłki. I choć trudno w to uwierzyć, na to wszystko poświęca aż 300 dni swojego życia – bo, jak sam twierdzi, właśnie tyle zajmują mu wszystkie podróże.
Po nitce do kłębka
Wyznawcy trendu „big data” z pewnością zadają sobie teraz pytanie: po co to wszystko? Po co Lindstrom wkłada w to tyle wysiłku? Odpowiedź wydaje się prosta. Dzięki dogłębnym poszukiwaniom i zaglądaniu we wszystkie zakamarki znajduje „small data”, czyli najbardziej skryte insighty. To z kolei ma nam uświadomić, że to co unikalne, da się uchwycić tylko przez bliskie obcowanie z drugim człowiekiem, a nie z danymi na jego temat.
Co prawda w jego poszukiwaniach nie ma zbytniej dramaturgii, ale nie jest to przecież kryminał. Lindstrom przedstawia konkretne przykłady i historie, a następnie pokazuje, w jaki sposób jego obserwacje znalazły zastosowanie we współpracujących z nim markach. Warto jednak zauważyć, że w książce nie znajdziecie praktycznych wskazówek, a jedynie ogólnie opisane rozwiązania.
Brudna robota, czyli praca marketingowca
Mocną stroną książki jest to, że autor nie pisze o tym, co będzie modne za rok czy dwa. Nie jest też łowcą nieuchwytnych trendów i nie doradza, co warto robić, a czego nie. We wszystkim, co nam przekazuje jest „prawdziwy”. Pokazuje, że praca osoby zajmującej się marketingiem też może być męcząca i ciężka. A do tego wszystkiego podpowiada, jak szukać wskazówek i jak obserwować ludzi, by znaleźć ukryte motywacje ich działania. A przecież właśnie to ma kluczowe znacznie dla brandów i ich funkcjonowania na rynku.
Reasumując. „Small DATA” to publikacja, którą bardzo dobrze się czyta. Zanurzając się w lekturze, łato wejść w buty autora, który w swoim życiu dużo widział i ma wiele do powiedzenia na temat innych kultur. Lindstrom przedstawia ciekawe kejsy i wiele nietrywialnych spostrzeżeń strategicznych. Z całą pewnością jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich pracujących w branży marketingowej.